środa, 15 września 2010

Mój pierwszy dzień w piekle...

Stanęłam naprzeciwko prostego metalowego biurka. Na drzwiach z numerem 6, które właśnie minęłam, była tabliczka: Dział zatrudnienia.
Siedzący przede mną osobnik wyglądał jak typowy urzędnik. Miał zapięty pod samą brodę kołnierzyk, krawat w szarą igiełkę i czarny, niemodny garnitur. Wypisz, wymaluj pracownik skarbówki.
Niepewnie podeszłam do krzesła naprzeciwko niego. – Proszę usiąść – usłyszałam polecenie. Posłusznie zajęłam miejsce. Urzędnik nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, z rozma‐
chem przybijał czerwone pieczątki do podań przed sobą, jak gdyby od tego zależało jego życie. Lekko przesunęłam się na krześle, które okazało się piekielnie niewygodne.
– Proszę się nie wiercić – zwrócił mi uwagę, a ja zamarłam w połowie ruchu.
Z głośnym trzaskiem po raz ostatni uderzył pieczątką i zwrócił na mnie swoje czerwone tęczówki.
Nie wyglądał jak typowy diabeł. Miał grube baranie rogi, wyrastające znad ludzkich uszu, brunatną skórę i wystające z ust żółte kły. To musiał być jakiś demon niższej kategorii. Z całą pewnością nie diabeł.
Diabły były piękne. – Nazwisko – warknął. – Biankowska – wydusiłam, starając się usilnie nie patrzeć
na niego z odrazą. – Imię.
– Wiktoria. – Zmarła. – Eee... co? – Kiedy zmarła – urzędnik był bardzo rozdrażniony. Chyba zauważył, że moje spojrzenie cały czas wędrowało do
jego baranich rogów... – Ach! Dzisiaj. – Zerknęłam na zegarek, który stanął w mo‐
mencie mojej śmierci. – W nocy, o 1.43. – Przyczyna. – Demon sprawnie wypełniał czerwonym pió‐
rem wszystkie wolne pola w formularzu przed sobą. Zamyśliłam się. Niewiele pamiętałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz