poniedziałek, 20 września 2010

...

Spojrzałam na drzwi i westchnęłam ciężko. W końcu nic gorszego niż śmierć spotkać mnie już nie może. Nie ma się czego bać. Chyba...
Zapukałam. – Proszę – zza drzwi odezwał się znudzony głos. Weszłam do środka. Spodziewałam się zastać tam kolejne‐
go demona, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, za biurkiem sie‐ dział przystojny chłopak. Na mój widok przerwał teatralne ziewnięcie.
– O! Nowa! – stwierdził.
Stanęłam niepewnie w progu, nie wiedząc, co powinnam zrobić.
– Wejdź – wykonał zapraszający gest.
– Przysłano mnie z pokoju 6 – powiedziałam i usiadłam na‐ przeciwko niego.
Miał kruczoczarne włosy, momentami wpadające w granat, które zaczesał do góry w niedbałego irokeza, duże usta i złote tęczówki.
– Witaj, jestem Beleth – przedstawił się i uśmiechnął zachę‐ cająco. – Mogę podanie?
Podałam mu je i zaczęłam błądzić wzrokiem po białych ścia‐ nach, na których wisiały tandetne akwarele. W kącie pokoju stała zasuszona paprotka. Gdyby wszyscy naokoło nie wma‐ wiali mi, że jestem w Piekle, spokojnie pomyślałabym, że tra‐ fiłam do zwykłego urzędu.
– Jak z całą pewnością zauważyłaś, wszystkie urzędy świata wzorują wystrój wnętrz na nas. Wiesz, kto wymyślił podatki? – zapytał.
– No... ludzie?
– Nie. My! Widzę, że Dział dezinformacji naprawdę dobrze się spisuje – diabeł puścił do mnie oko.
Byłam pewna, że to diabeł. Był piękny.
– Tak, jestem diabłem – mruknął, odkładając moje podanie na bok.
Zdziwiłam się. Skąd wiedział, o czym myślałam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz